Opis forum
Kiedy od tak dawna zatrzymani jesteśmy w jednym miejscu, że bez zastanowienia nazywamy je domem, przyzwyczajeni nie zwracamy uwagi na codzienne przebudzenia. Bywa nam zwyczajnie. Nie dzieje nam się ani dobrze ani źle. Woda jest mokra, a ogień parzy. Codzienność płynie po wodach uśpionych...
Poranki, które delikatnie płoszą sny, były jak nagroda dla zmęczonej broniącej od wielu lat wejścia do pewnej kamienicy, bramy. A brama była koloru zielonego. Posiadła jak wszystkie przedstawicielki jej gatunku umiejętność słuchania i patrzenia całą sobą. Chociaż czasem w miejscach gdzie farba odpadała razem z mijającymi zimami, wydawało jej się że nie odczuwa już całością tak wyraźnie. Ten świt nie obudził jej porannym zgiełkiem spieszących się do pracy ludzi, ani marudzeniem zaspanych, śpiących u jej stóp mieszkańców nocy. Plac, na który miała widok pełny był spokojnego, ciepłego światła, wiatr delikatnie głaskał gałęzie rosnących nieopodal drzew. Pewnie i one niedługo się przebudzą – pomyślała uśmiechając się całą sobą. Dla strząśnięcia resztek snu delikatnie zaskrzypiała wrotami. Drzewa wydawały się mieć spojrzenie wyrwanego ze snu dziecka, gdyby miały oczy na pewno przetarły by je gałązkami, ziewając leniwie.
-Dzień dobry, dobry, dobry, dobry - zaszumiały chórem.
-Dzień dobry! Czy wiecie dlaczego dzisiaj jest tak cicho? - zapytała uprzejmie brama.
-Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, nie ma, nie ma, nie ma – odpowiedziały zgodnie.
Odpowiedź wcale jej nie zdziwiła, drzewa zawsze tak odpowiadały, kiedy nie wiedziały co powiedzieć. Bury kot, który uchodził w tych stronach za pomyleńca nieoczekiwanie wyłonił się z pobliskiego kwietnika szepcząc złowrogo:
- To dzień, w którym padnie odpowiedź! - po czym prychną czy też kaszlną straszliwie, podrapał się łapą za uchem i czmychnął jak to miał w zwyczaju, gubiąc resztki futra.
- Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, nie ma, nie ma, nie ma – wtrąciły drzewa.
Wyrozumiała strażniczka wejścia westchnęła cicho. W dni takie jak ten, kiedy nie pełniła swoich obowiązków, powracało jej marzenie by osobiście sprawdzić czy to co opowiadają jej, przysiadujące czasem na chodniku gołębie, jest prawdą. Natrętna myśl o wielkiej wędrówce powracała zawsze kiedy miała czas dla siebie. Naprężyła zawiasy chcąc się poruszyć, ale jak zwykle nie dało to oczekiwanych efektów. Jesteś bramą - pomyślała i z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku powiedziała dzień dobry i uchyliła się nieco przed kroczącym dumnie rzędem karaluchów, które jak zwykle gubiąc krok wracały spóźnione do swojej siedziby w piwnicy.
Cisza i słońce tak ją rozleniwiły ze przysnęła pochrapując lekko. Kiedy powoli wracała jej świadomość, było już późne popołudnie. Obudziła się czując, że ktoś uważnie jej się przygląda.
Dwa podstarzałe kruki siedziały przed nią rozmawiając:
-Tak to już bywa stary, zmiany nadchodzą czy tego chcemy czy nie...zmieniamy się my, zmienia się świat, tylko szkoda mi jej bo tyle lat tu stoi..
-Jesteś beznadziejnym sentymentalnym piernikiem, rozum wypada ci razem z piórami, kuzyn mówił mi że na tej ulicy wymieniają wszystkie stare bramy na nowoczesne i jest to nieuniknione, miasto będzie ładniejsze. I lećmy w końcu bo mi reumatyzm zaczyna dokuczać...
Kiedy następnego poranka zgrabnie wymontowana, stała oparta o ścianę swojego domu przyglądając się swojej cudnie nowoczesnej następczyni, przy której krzątał się dozorca usiłując instruować podłączających domofon mężczyzn, nie było jej smutno. Ledwie słyszała kiedy nowa brama ostentacyjnie ofukiwała robotników:
-Uwaga patałachy! Ostrożniej! Pochodzę z rodziny bram wytworzonych z najlepszych surowców! Zamykam się szczelnie! Nie można się przeze mnie włamać! Mam nowoczesny kształt i modne kolory! Jestem....
Nie słuchała już dalej. Uwagę jej przyciągał fakt że stojąc kawałeczek dalej widzi zupełnie nowe miasto. Zauważyła nawet ,że drzewa zasłaniały jej widok na inną bramę bardzo podobną do niej.
Ciekawe co jeszcze może się wydarzyć – pomyślała i poczuła w sobie jednocześnie niepokój i nieprzepartą chęć poznania odpowiedzi.
Kiedy ładowali ją na przyczepę bury kot – szaleniec, który jak to miał w zwyczaju wyłaniał się z znikąd, przystanął na chwilę i prychając zapytał:
-Głupia byłaś! Po co przez cały czas miałaś otwarte ramiona? Każdy mógł wejść. Każdy mógł wyjść...
-Zgubiłam klucz. Pokusa była zbyt wielka – nie być przeszkodą, być zaproszeniem lub droga wolnego wyboru...
-Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, nie ma, nie ma, nie ma – dokończyły pośpiesznie drzewa.
KONIEC
Offline